Dzień wylotu.
Lekki stres. Wszystko zostaje za Nami. Nie jesteśmy parą dwudziestokilkuletnich studentów, która beztrosko bierze sobie urlop dziekański i jedzie się na chwilę zabawić.
Dotychczasową pracę rzuciliśmy. Mieszkanie- wynajęte. Przelewy i opłaty za rachunki ustawione. Samochód i inne niepotrzebne graty- sprzedane. Własne rzeczy popakowane w torby i kartony i oddane do Rodziców. Sczepienia zrobione. Parę rzeczy typu plecaki- dokupione. Pełnomocnictwa na wszystkie formalności spisane. Cała papierologia oddana w ręce przyjaciół którzy nie wiedząc co ich czeka zdeklarowali się wziąć pieczę nad dorobkiem który zostawiliśmy w kraju.
Bilet w jedna stronę. Żadnego planu podróży, poza tym że najpierw będziemy pracować, zobaczymy ile uda nam się zaoszczędzić i jak będzie wyglądała nasza sytuacja. Jeśli dobrze, ruszamy. Przed siebie, jak nam się spodoba, bez planu, bez ograniczeń czasowych. Wolność. Chyba to za nią tak biegniemy :)
A na lotnisku proza życia- na 1h przed odlotem dzwoni lokator że piec nie działa, nie ma ogrzewania, ciepłej wody itd... Ostatnie telefony do fachowców, gwarancja, cena itd...W tej kwestii odległość pewnie przysporzy nam więcej problemów niż korzyści. Trudno. Klamka zapadła :)