Podróżowanie zaczyna się bardzo prosto. O ile tak naprawdę się chce. Zamiast poświęcać energię na wyliczanie argumentów dlaczego nie możemy pojechać, lub co nas zatrzymuje ('bo teraz mam pracę i perspektywy', 'bo mieszkanie trzeba spłacić', 'bo za starzy jesteśmy', 'bo powiedzą że trzeba przestać się wiecznie bawić i zacząć żyć' itd), trzeba skoncentrować się na wymyśleniu jak największej ilości argumentów dlaczego trzeba pojechać i jak to zrobić. I jak to jest lista 'dlaczego i jak' to dalej jest już z górki :)))
"Dlaczego" było zawsze dla Nas banalne- ciągnęło Nas do świata, do tego żeby go zobaczyć i posmakować i żeby za 40 lat móc wspominać emocje, ludzi i krajobrazy. Nie sądzę żebym w ostatniej godzinie miała wracać do chwil zakupu nowego laptopa lub telewizora :))
Więc kwestii "dlaczego' nie poświęciliśmy dużo czasu :)
A 'jak"? Jak wszyscy do tej pory- oszczędzanie, zmiana priorytetów, ciężka praca i... oszczędzanie :) Skończyły się kaweczki na mieście, restauracyjki i inne rarytasy. Ale jakoś obeszło się bez bólu. Kwestia co za taka kawę można sobie zafundować na Kubie czy w Meksyku.
Szybko się jednak okazało że to "Jak" jest w Polsce, przynajmniej dla Nas, bardzo trudne do zrealizowania. Po odrobieniu zadania z matematyki, przeliczeniu oszacowanych kosztów podróży, obecnych zarobków wyszło nam, że czas który poświęcilibyśmy na oszczędzanie byłby zdecydowanie za długi. Do tego jeszcze masa innych zobowiązań finansowych i kupionych marzeń, które zafundowaliśmy sobie przed wyprawą.
Szybka decyzja- trzeba pojechać gdzieś, gdzie zarabia się lepsze pieniądze. Gdzie przelicznik z jednej waluty na druga będzie na naszą korzyść. Palcem po mapie, i cóż, na 27 listopada 2012 roku mieliśmy kupione bilety do New York City...